HAL 2015 Rejs

Dzień 6 Śladami Wikingów

DSC_0666Nad ranem wiatr rozpoczął ponury koncert, gwiżdżąc na masztach i olinowaniu. Szarpał jachtami, próbując zerwać je z uwięzi. Zapowiadany sztorm zjawił się w całej okazałości, wypłukując świat z barw. Pozostawił ołowianą szarość chmur i siną zieleń rzeki. Warunki nie sprzyjały żegludze, więc zeszliśmy w głębiny, gdzie niestraszne są szalejące wiatry. Było spokojniej, co wcale nie znaczy, że przyjemniej.
Otaczał nas półmrok, wypełniony szmerem rozmów prowadzonych półgłosem i cichą melodią rosyjskich piosenek. Miarowe popiskiwania sonaru odbijały się echem w ciasnych korytarzach, wypełnionych labiryntem rur, przewodów oraz nieskończoną ilością zaworów i zegarów. Ciasne wodoszczelne grodzie, dzielące okręt podwodny na sektory dały się oswoić, kiedy opanowaliśmy sztukę prześlizgiwania się przez nie nogami do przodu. Najmłodsze skrzaty i zuchy obleciał strach w obliczu duchów z przeszłości. Czytaj dalej

Dzień 5 Śladami Wikingów

20150729_054527Większość załóg spała w kojach, kiedy odcumowaliśmy bladym świtem od pomostu w Karnin. Musieliśmy zdążyć na otwarcie mostu zwodzonego w Zeherin o piątej czterdzieści pięć. Wschód słońca rozlewał się złotem na lekko pomarszczonej powierzchni wody. Wiatr leniwie przecierał zaspane oczy i tulił się do żagli pieszcząc je łagodnie. Obudził się na dobre po południu. I to w bardzo porywistym nastroju…

W dziesięć godzin pokonaliśmy rekordowy, w tym rejsie, dystans dwudziestu trzech mil morskich. Prognoza pogody na czwartek przewiduje sztorm, więc zrealizowaliśmy dwa etapy podróży za jednym zamachem, żeby dotrzeć do Peenemunde i tam przeczekać niekorzystne warunki w bezpiecznej przystani. Płynęliśmy z prądem rzeki Peene, wijącej się szerokimi zakolami przez niemiecką część wyspy Uznam. Trasa wymagała stałej uwagi, bo w wielu miejscach jedynie wąski pas środkowej części nurtu był żeglowny. Trzeba było śledzić oznaczenia głębokości na mapie i znaki nawigacyjne na rzece. Kilka odcinków pokonaliśmy wspomagając się silnikiem, ale większość drogi udało się płynąć na żaglach. Czytaj dalej

Dzień 4 Śladami Wikingów

P1080532Dzisiaj było mokro. Niektórym szczególnie woda dała się we znaki. Maciek spadł z kosza dziobowego, wychodząc ze „Szpona” na keję. Adrianowi wlała się za kołnierz deszczówka, zebrana na pokrowcu grota, a podczas rejsu przez zalew na „Million Dollar Baby” skrzynka mieczowa wypluła trochę wody, prosto w plecaki i buty części załogi.

Poranna zaprawa wycisnęła z zaspanych załóg siódme poty. Po śniadaniu wybraliśmy się na wycieczkę do Tier Park w Ueckermunde. Spędziliśmy trzy godziny w towarzystwie zwierząt z różnych rejonów świata. Lwy, psy dingo i wilki można było tylko podziwiać. Ale małpy przyjmowały gości. Szczególnie serdecznie witały tych, z interesującymi przedmiotami w rękach. Przestrzegano nas, że ciekawskie stworzenia lubią pożyczać sobie portfele, aparaty i dziecięce zabawki, ale nie lubią ich oddawać właścicielom. Sarny, daniele, muflony, osły i owce przechadzały się po lesie i podchodziły ufnie do wyciągniętej dłoni, pełnej przysmaków. Paszę właściwą dla zwierząt kupowaliśmy w automatach. Część zwiedzających pozazdrościła małpom i skorzystała z małpiego gaju urządzonego dla zwiedzających. Czytaj dalej

Dzień 3 Śladami Wikingów

DSC_0426
Wilgotny poranek nie wybawił żeglarzy od porannej gimnastyki, ale stracone kalorie nadrobiliśmy z nawiązką w trakcie wizyty w fabryce słodyczy “Dobosz”. Zanim się tam wybraliśmy, był apel poranny z uroczystym wciągnięciem harcerskiej bandery pod saling “Szpona”.

W trzebieskiej fabryce, pani technolog pokazała nam proces produkcji ptasiego mleczka, galaretek w cukrze i śliwek w czekoladzie. Mieliśmy okazję spróbować ciepłej masy piankowej, jak i gotowego wyrobu. Olbrzymia kadź, wypełniona setkami litrów płynnej czekolady pobudziła wyobraźnię niektórych uczestników wycieczki. Snuli rozkoszne wizje słodkiej kąpieli. Po degustacji wyrobów cała wycieczka ważyła jedną tonę i sto kilo. Nie zważono nas przed wejściem na halę produkcyjną, więc trudno stwierdzić, ile słodyczy znalazło się w wygłodniałych brzuchach. Druhna Zuza użyczyła portfela do demonstracji maszyny foliującej. Jej fundusz rejsowy został zapakowany próżniowo i zabezpieczony przed zbyt szybką utratą wartości. W przyfabrycznym sklepiku zrobiliśmy zakupy. Czytaj dalej

Dzien 2 Śladami Wikingów

HALPoranek przywitał nas szumem deszczu. Na Umbriadze rośnie gęsty las, jedynie przed nabieżnikiem (budowla nawigacyjna) jest niewielki skrawek wydeptanego zielska, na którym paliliśmy ognisko poprzedniego wieczora. Gimnastyka poranna pośród ociekającego wodą zielonego gąszczu była ponad siły dzielnych wojów i ten punkt programu został pominięty bez większego żalu. Jedynie druh Alek Kyc, kapitan “Szpona”, zażył nieco ruchu i górskiego powietrza, wspinając się na maszt swojego jachtu w celu zamontowania fału pod salingiem. Po śniadaniu stawiliśmy się na poranny apel w pełnym umundurowaniu. Został odczytany rozkaz, który oficjalnie rozpoczynał nasz obóz wędrowny. Mianował Marcina Wilka komodorem rejsu, Artura Maksymiuka oboźnym i Adriana Myszaka – kwatermistrzem. Komodor ogłosił regaty. Trzy załogi ścigały się do portu w Trzebieży. Zwycięzcy mieli otrzymać pudełko wafelków. Czytaj dalej

Dzień 1 Śladami Wikingów

przygotowannia

Czas wlecze się, godzina za godziną. Przygotowania do rejsu zdają się nie mieć końca. Na zmęczonych twarzach dziewczyn daje się zauważyć pierwsze oznaki paniki, kiedy miejsce w bakistach powoli się wyczerpuje, a przybywają kolejne porcje zaopatrzenia. W głowach kołacze się tysiąc myśli:
Jak to będzie?
Czy będzie wesoło?
Czy będzie strasznie?
Kapitanowie dali po kawałku sznurka i każą ćwiczyć węzły. Ratowniczy, cumowniczy, knagowy, buchtowanie lin, kto by to wszystko spamiętał i po co to wszystko?
Potem poubierali w odblaskowe kubraczki z kołnierzami w stylu Hrabiego Drakuli. Taki stylowy koszmar trudno znaleźć nawet w Pennysie. Wreszcie kapitanowie zarządzili wypłynięcie.
Baksztagiem lewego halsu pożeglowaliśmy rzeką Regalicą na jezioro Dąbskie. Czytaj dalej

Wstępniak

"Wickie und die starken MŠnner"Drakkary kołyszą się leniwie ma cumach. Smocze łby na dziobach łodzi szczerzą kły ze zniecierpliwienia. Jeszcze dziewięć dni i zobaczymy słowiańskie wybrzeże. Matki dzielnych, młodych wojów pakują ekwipunek. Ich pociechy po raz pierwszy wyruszają na morską wyprawę. Są równie podekscytowane, a może nawet bardziej niż pełna zapału młodzież. Przekazują szczegółową listę dobrych rad, nakazów i zakazów, które dzieci pilnie słuchają jednym uchem i natychmiast

wypuszczają drugim. Nie ma na nie miejsca w głowie napchanej wizjami dumnie wypiętej piersi i dłoni dzierżącej ster bojowej jednostki, kołyszącej się na falach zalewu. Cóż może pokonać dzielnego żeglarza? Czytaj dalej