Dzien 4 – Rejs szkoleniowy

 

04/08/2016 Trzebież – Wolin

Woda nie toleruje brawury i bezmyślności, bez względu na to, czy bawimy się na plaży, czy uprawiamy sporty wodne. Z kłopotów na morzu wybawić może SAR – ratownicza łódź. Mieliśmy okazję obejrzeć taką z bliska, a nawet wejść na pokład. 13941145_10154785734837580_964861236_n

Dwaj sympatyczni panowie ze stacji ratowniczej SAR (Search And Rescue) w Trzebieży, oprowadzili nas po statku i opowiedzieli o swojej pracy. Przed wypłynięciem w dalszą drogę, odwiedziliśmy przystań Centralnego Ośrodka Żeglarskiego, kolebki niezliczonej rzeszy sterników morskich i kapitanów. Ośrodek popada w ruinę, bezpański, porzucony na pastwę kaprysów pogody i ludzkiej chciwości. Wspaniałe, dzielne okręty, szczycące się wspaniałą przeszłością, rdzewieją z tęsknoty za słoną wodą.

Wyszliśmy z portu i obraliśmy kurs na Nowe Warpno. Wiatr coraz silniej dmuchał z północy, furkocząc napiętym żaglem. Fale rozbijały się o dziób i wchodziły do kokpitu, mocząc nam plecy. Łódź przechyliła się znacznie, chociaż postawiliśmy tylko foka, przedni żagiel. Załoga pozieleniała na twarzach. Postanowiliśmy odbić w prawo i popłynąć do Wolina. Jacht obrócił się bokiem do wiatru, wypuszczony luźniej żagiel wypełnił się i zrobiło się spokojniej. Ola, załogantka Million Dollar Baby, zyskała honorowy tytuł prezesa, czyli jako pierwsza uległa chorobie morskiej.

W Wolinie zjedliśmy późny obiad, a potem odbył się kurs manewrowy na silniku. Wieczorem druh Olek ponownie próbował przybliżyć kursantom teorię żeglowania. Pięć par oczu wpatrywało się w wykładowcę i czytało z ruchu warg, próbując pojąć zaklęcia czarnej magii, wprawiającej jachty w ruch. Wreszcie nadszedł czas przytulić głowę do poduszki i wypocząć przed jutrzejszym dniem.

Magda Wilk

IMG_20160804_102359IMG_20160804_07435213942202_10154785734922580_927586154_n13940976_10154785734942580_155086028_nIMG_20160804_135822IMG_20160804_210729IMG_20160804_20541213936501_1359849597377824_1321031022_n

IMG_20160804_212729