Harcerska turystyka czyli…

plakietka_zhp

Mój pobyt na biwaku Obszaru  Irlandia w Glendalough.

O tym, że nasza jednostka w tym roku nie weźmie udziału w biwaku Obszaru, decydowało kilka bardziej lub mniej istotnych argumentów. Ale nie o nich chcę tu napisać. Decyzja zapadła, ale im bliżej terminu tym bardziej „grały nam styki”. W kadrze jednostki pojawiły się nowe twarze, niektórzy nie mieli jeszcze okazji na spotkanie instruktorów z innych Jednostek. W końcu padło nieśmiałe … no to może tak… turystycznie się wkręcimy? No i possssszzzzło. Szybkie zgłoszenie, zapoznanie się z warunkami uczestnictwa i … jeszcze tylko „gryplan” na weekend 15­17 marca i byliśmy gotowi.

Ponieważ sobotni ranek spędziliśmy razem z Gromadą Zuchów i Skrzatów, do Glendalough z Shannon ruszyliśmy ok. 15:00. Im bliżej Gór Wicklow, tym bardziej się „nakręcaliśmy”, wiadomo – weekend, luz, góry, brak obowiązków, no dosłownie bajka. A na dodatek, do Glendalough z Shannon jedzie się przez … Hollywood!

Na miejscu zastała nas błoga cisza, rozsiedliśmy się więc na kanapach w holu i rozpoczęliśmy procedurę zwaną „witanie się”. Niestety, zaraz na początku popełniliśmy gafę i przywitaliśmy się z Pawłem… OBOŹNYM. A On

DSC_0476

chyba nie zrozumiał naszych intencji. Wrócił po chwili, pokazał magiczną kartkę i … już po chwili każde z nas miało przydział i pełne ręce roboty. Festiwal piosenki zuchowej, na którym miałem przyjemność zasiąść wśród jurorów (ogromną przyjemność, bo Zuchy śpiewają wspaniale!!!),  kuchnia (taka sytuacja), kominek (pięknie wyreżyserowany i przeprowadzony) – to tylko przygrywka. Ani się człowiek obejrzał, była 22.00 i można było zapomnieć o trudach dnia. A dokładniej rzecz biorąc – można by – ale Oboźny nie zapomniał o nas. Zaprosił ( a jakże) na odprawę, na której okazało się, że (dlaczego nie jestem zdziwiony) jest jeszcze parę punktów do zrealizowania. Tak więc najpierw pod wodzą dh. Wojtka, wyruszyliśmy do Parku Narodowego Gór Wicklow, by nad brzegiem jeziora, przy płonącym ognisku odnowić nasze „Przyrzeczenie Harcerskie”. Nie ukrywam – coś mnie ścisnęło za gardło jak trzydzieści parę lat temu. Ale nie było czasu na wspominanie, bo już na nocną trasę wyruszali aspiranci, by móc wypowiedzieć słowa roty Przyrzeczenia i z rąk dh. Wojtka otrzymać swoje Krzyże Harcerskie z pierwszą podkładką. A zaraz po nich, tę samą trasę pokonali harcerze, którzy zakończyli swoje próby i zostali zaproszeni do złożenia Przyrzeczenia. Kilka chwil później, wczesnym rankiem, położyłem się spać. Na trzy godziny. Bo po tym czasie niejaki Paweł (tak wciąż ten sam), zarządził pobudkę.

glendalough

Po znalezieniu łazienki (jak na turystów przystało, spaliśmy na dechach, bez łazienki), kawy i dogonieniu własnych myśli, okazało się, że znów siedzę za stolikiem „jury” i punktuję wiedzę harcerzy. Później już tylko wyprawa z sympatyczną drużyną harcerską z Cork (pozdrawiam), podczas, której mogliśmy wreszcie poznać uroki Glendalough, chłonąć malowniczość Gór Wickow i… wykonać zadania.

Tak, tak ­ nie było czasu na nudę. Po obiadku, okazało się, że razem z Łukaszem, Michałem i Pawłem zostaliśmy … Niemcami 🙂 ­ w harcerskiej grze tematycznej przypadła nam rola niemieckich żandarmów. I mam nadzieję, że wszyscy uczestnicy gry bawili się równie dobrze jak my. Nasz pobyt w Glendalough kończyła odprawa drużynowych prowadzona przez Referentów Rozwoju Obszaru – dh. Anię i dh. Wojtka, która skończyła się ok 1 w nocy. Podsumowując: w czasie mojego pobytu na biwaku (ok. 31 godzin), nie miałem dla siebie praktycznie 15 minut. Z ludźmi, z którymi przyjechałem „wypocząć” widywałem się sporadycznie lub przy okazji realizacji kolejnego punktu programu.

Spałem ok. 3.5 godziny. Ale… Spędziłem przepiękne chwile wśród pasjonatów, poznałem nowych, zobaczyłem kawał porządnego harcerskiego rzemiosła (szacun dla Mai i Marcina, którzy koordynowali przygotowania w pionach zuchowym i harcerskim), przekonałem się, że chcieć to móc. Utrwaliłem w sobie przekonanie, że to co robimy, staramy się robić dobrze, za każdym razem lepiej.  A przy okazji dajemy coś z siebie. I wiecie co jest najfajniejsze… w drodze powrotnej, nikt nie zasnął. Czekała nas parada z okazji „Świętego Patryka” ale żadne z nas nie myślało o zmęczeniu. Planowaliśmy pracę gromad, omawialiśmy plany na majowy biwak w Ruan, a nawet wrześniowy nabór do drużyn. I opowiadaliśmy sobie, kto, co i gdzie robił przez te ostatnie trzydzieści godzin.

DSC_0637

 

Ot … taka harcerska turystyka … .

 

dh. Robert ­ turysta z Shannon

Foto: Dh Kasia Rokita, Dh Bartek Pilarczyk